czwartek, 27 września 2012

Rozdział  XXIV

"Zaśmiałem się lekko i szybko wypiłem resztę napoju, kubek wrzuciłem delikatnie do zlewu, a po chwili udałem się do swojego pokoju po czystą bieliznę i wszedłem do łazienki by się umyć. Po szybkim odświeżającym prysznicu założyłem na siebie bokserki, a następnie umyłem zęby i ruszyłem do łóżka spać. Długo nie musiałem czekać na zaśnięcie, bo po chwili zapadłem w głęboki sen."

*Oczami Kate*

Znajdowałam się w ciemnym lesie, czułam na sobie wzrok, zaczęłam się rozglądać lecz nikogo nie zauważyłam. Moje serce zaczęło strasznie szybko bić, chciałam się ruszyć lecz moje nogi odmówiły posłuszeństwa. W pewnym momencie zawiał silny wiatr, który rozwiał moje włosy we wszystkie strony. Następnie usłyszałam łamanie gałęzi, w tej chwili myślałam, że moje serce podskoczy mi do gardła, szybkim ruchem obróciłam się w przeciwną stronę i zaczęłam biec jak najdalej od tego miejsca. Po jakiś dziesięciu minutach ucieczki zmęczona odwróciłam się do tyłu, a tam zauważyłam szybko zbliżającą się zakapturzoną postać. Błagając w duchu o ratunek potknęłam się o wystającą z ziemi gałąź. Łzy leciały mi ciurkiem, a krew która ciekła mi z kolana nie chciała przestać. Myślałam, że to już koniec więc zaczęłam się drzeć o pomoc, lecz szansa że ktoś tu będzie o tej porze była minimalna. Po chwili osoba, która mnie goniła stała nade mną.
- To już twój koniec - usłyszałam od owej zakapturzonej postaci, która wykręciła mi kostkę.
- Aaaaaaaał - zawyłam z bólu.

- Kate, Kate obudź się, Kate - ktoś próbował mnie obudzić. - Kate.
- Odejdź, zostaw mnie - krzyczałam budząc się. 
- Ci Kate, to ja Arthur - oznajmił brat.
- Weź .. go .. ode .. mnie, błagam - wybuchnęłam przeraźliwym płaczem tuląc się do chłopaka.
- Kogo? Kogo mam wziąć ?
- Weź go - płakałam chcąc uciec jak najdalej.
- Siostrzyczko powiesz mi co ci się śniło ? - zapytał się gładząc mnie po plecach.
- Do.. dobrze - próbowałam się uspokoić - To było tak...
- Ciii nie płacz już, jestem przy tobie - uspokajał mnie - już lepiej ?
- Tak, dziękuję - odpowiedziałam mu.
- To dobrze, a teraz idź dalej spać, bo jest dopiero 4 nad ranem - uśmiechną się całując mnie w czoło, a następnie czekał jak zasnę.
Po 10 minutach zasnęłam w ramionach Arthura, w półśnie czułam jak brat kładzie mnie na łóżku i przykrywa kołdrą.

Kilka godzin później obudziłam się w lepszym humorze, żaden koszmar już mi się nie przyśnił. Wstałam z łóżka i powędrowałam do garderoby w celu wyjęcia z niej ciuchów oraz bielizny na dziś. Z uszykowanymi rzeczami poszłam do łazienki w celu wzięcia prysznica, umyciu włosów oraz ubraniu i pomalowaniu się. Po około godzinie wyszłam z pomieszczenia, a następnie z mojego pokoju. Zeszłam do kuchni, tam zrobiłam sobie szybkie śniadanie. Zjadłam, a następnie udałam się po buty i wyszłam z domu. Bez kluczy, pieniędzy i telefonu ruszyłam do parku. Wiem, że źle robię, ale chciałabym teraz zostać sama, a mając przy sobie telefon nie uda mi się to ponieważ przyjaciele, chłopak i rodzina będzie do mnie wydzwaniać. Idąc przez miasto mijam pełno zakochanych par, szczęśliwych dzieci oraz grupki przyjaciół, którzy się spotkali. Po jakimś czasie doszłam do parku, moim celem teraz jest dostanie się do miejsca o którym nikt nie wie. Jest ono za małym stawem oraz drzewami i krzakami. Te miejsce odkryłam dość nie dawno, jak na razie nie widziałam tutaj żadnej osoby. Po środku mojej kryjówki stoi mała trochę stara ławka, w okół niej rośnie trawa, a gdzie nie gdzie znajdują się stokrotki. Usiadłam na niewielkiej ławeczce, podkuliłam nogi i zaczęłam rozmyślać nad tym co się ostatnio dzieje.

-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-

Nie za długi, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. Następny nie wiem kiedy będzie ale mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu napiszę choć początek. Werka <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz